piątek, 5 grudnia 2014

Prolog

  Nawet nie komentujcie tego "Epilogu", bo to dopiero wierzchołek mojej głupoty. 
Przy okazji również zapraszam na mojego drugiego bloga. ^^ 

  Serce mi pęka kiedy myślę o nim. Płuca zaciskają kiedy chcę wymówić jego imię. Mózg wyłącza się natychmiast kiedy tylko o nim słyszę. Dlaczego? Łzy cisną mi się w oczy. Ocieram je chusteczką i pogrążam się w rozmyślania. Jak on śmiał? Jak on tak mógł? Porzucić mnie tak samą. Zostawiając mnie z matką i siostrą. Ze złamanym sercem. Czułam się jak rozbite lustro. Moja dłoń sama zalewała kartkę słowami. Rzuciłam okiem na to co robię. Chyba piszę wiersz. Westchnęłam głęboko wciągając powietrze do płuc. Niestety gorset w tym nie pomagał. Wbijał mi się w brzuch i plecy. Buty cisnęły okropnie. A ta suknia...ta suknia jest....ohydna! Nie dość że nie cierpię zieleni to jeszcze jest tak strasznie przesadzona! A kto ją wybierał? Oczywiście, Victoria, moja "matka". Głupiec! Chcę krzyknąć, ale wiem, że tak jest lepiej. Lepiej żeby trzymał się z dala ode mnie. Jestem dla niego niebezpieczna. Ale nie mogę żyć bez jego zapachu, bez jego oczu, oddechu. Bez niego całego. Nienawidzę być sobą! Bycie mną oznacza złamane serce. I znowu. I znowu. I znowu. I tak bez końca. Ja nie mam życia.
  Z rozmyślań wyrywa mnie mocny podmuch wiatru, który podrywa kartkę z tekstem. Zrywam się z ławki i biegnę. A raczej próbuje. Nienawidzę tych obcasów! Zrzucam więc buty i czuję miękką trawę pod stopami. Już jestem blisko. Tak blisko tej przeklętej kartki! Ale wiatr najwyraźniej mnie nie lubi. Wiersz leci wyżej, dalej. Ale ja nadal biegnę. Zwykle przez wiersze rozumiem sama siebie. Zazwyczaj gubię sens własnych słów i myśli. Ale zazwyczaj też, mam wtedy kartkę, na której nieświadomie zapisywałam słowo po słowie, wers po wersie. W tych tekstach znajduję siebie. A teraz moje własne myśli próbują mi zwiać? Co to, to nie! Ale nic nie mogę poradzić na to że ta cholerna kartka unosi się pośród drzewa. Odwracam się na chwilę w stronę rezydencji. Matka już zapaliła lampę w swoim pokoju i siedzi na fotelu przy oknie. Wyraźnie widzę jej cień. Za to na dole siostra kłóci się z jednym ze swoich zalotników. Nie mogę powstrzymać złośliwego uśmieszku cisnącego się na usta. Żyłam z nimi tylko rok a już znienawidziłam je do reszty. Jedynym co mnie tu trzymało był on. Ale go już nie ma. Przypomniałam sobie o wierszu. Wiersz! Ruszyłam między drzewa.
  Gałęzie szarpały moje włosy, które teraz zwisały z każdej strony. Suknie zaś rwały na strzępy dzikie róże i jeżyny. Nie było mi szkoda, ale wolałam nie patrzeć na swoje stopy, które piekły niemiłosiernie. Ale każda rana zaklepi się wcześniej czy później. Z zaciekłym wyrazem twarzy biegałam po lesie szukając własnych myśli. Rozśmieszyło mnie to porównanie. Roześmiałam się cicho. Zrozumiałam że nie muszę tu udawać. Nie muszę być idealna dla Victorii. Roześmiałam się pewniej. Słyszałam jeszcze echo które rozchodziło się wokół. Mój perlisty śmiech poniósł się wzgórzami, między drzewami i głazami, których było nie mało w okolicy. To była dla mnie nowa sytuacja. Dawno nie śmiałam się tak szczerze. Nie miałam czasu. Byłam zalatana między nim a idealnym życiem córki Victorii. Ciągłe gadaniny o manierach, wspaniałości czy zachowaniu wcale nie pomagały. Ciągłe zaczepki od strony przyrodniej siostry również. A teraz? Jestem wolna. Uświadomiłam to sobie. Stałam boso, pośrodku lasu. Włosy latały mi to we wte to w tamtą. Suknia w strzępach już nie dotykała ziemi. Wystarczy tylko, że zapragnę lecieć, zrobię to. Polecę. Ale teraz chciałam znaleźć mój wiersz. Chciałam żeby mi pomógł. Nadal mam wszystkie moje teksty. Piszę je od dawien dawna. Żadnego nie straciłam i nie zamierzam. 
  Po prawej coś mignęło w zaroślach. Kartka. Zwróciłam nogi w tamta stronę i puściłam się biegiem. Kiedy przebiegałam obok dębu ktoś złapał mnie w pasie i zakrył ręką usta. Ugryzłam osobnika i kopnęłam w krocze. Usłyszałam cichy jęk i głuche uderzenie ciała o podłoże. U moich stóp leżał bardzo dobrze znany mi blondyn.
-Oh.-wysiliłam się, żeby odezwać się obojętnym tonem.-To ty.
-Ah! Dziewczyno! Co ty sobie wyobrażasz?-chłopak nadal leżał na ziemi cicho postękując.
-Czego tutaj szukasz?-usłyszałam swój ostry ton. Gdyby był fizyczny, mogłabym obciąć głowę blondyna w milisekundę.-Miałeś wyjechać.
-Ale...-wstał powoli siląc się na uśmiech.-Ja nie mogłem o tobie zapomnieć. I...musiałem wrócić i błagać panią o wybaczenie.-skłonił się lekko, a jego jasne włosy opadły mu na oczy. Tak bardzo chciałam ich dotknąć. Lekko odgarnąć, żeby zobaczyć jego niezwykle przystojną twarz. Jego lodowato niebieskie oczy. Nie! Zacisnęłam dłonie w pięści i schowałam za plecami. Zmusiłam się do zachowania zimnej krwi.
-Nie.-to słowo opuściło moje usta, zanim zdążyłam się zastanowić.-Nie.-powtórzyłam cicho. Łzy cisnęły się do oczu ale nie pozwalałam im płynąć.-To koniec. Uciekaj. Zostaw mnie samą. W tym miejscu. Uciekaj mój książę. Uciekaj.-nie potrafiłam zapanować nad drżeniem głosu.-Po prostu odejdź.-powiedziałam ostatnim tchem. Jego oczy zaszkliły się ale schował je za zasłoną włosów.
-Nie?-wyszeptał jak echo. Nie byłam dość silna. Podeszłam do niego i podniosłam jego głowę lekko do góry za podbródek.
-Uciekaj książę.-wyszeptałam cicho i mocno pocałowałam go w usta. Lekko zaskoczony oddał pocałunek dopiero po chwili. Przyciągnął mnie bliżej. Nie! Chciałam krzyknąć. Uciekaj! Mój mózg darł się wniebogłosy. Ale serce nie pozwalało odpuścić. Poczułam ogień. Uciekaj mój książę. Usłyszałam własny szept gdzieś głęboko w podświadomości.
  A potem wszystko stanęło w płomieniach.

2 komentarze:

  1. Nie wiem jak tu trafiłam, nie wiem czym jest ten "Epilog", ale genialnie napisany. Ostatni fragment czytałam z otwartymi ustami - i nie piszę tego po to, żeby słodzić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż staram się ^^ (Ta skromność) No i oczywiście dziękuję. Wiele to dla mnie znaczy itd. :P

      Usuń